• Kronika 2019/20

        • Legendy i gawędy o piernikach wrocławskich i krasnalu Piernikarzu

        • 29.11.2019 21:24
        • Na przełomie października/listopada 2019 r. został ogłoszony i był realizowany w naszej szkole projekt pod hasłem: Legendy i gawędy o piernikach wrocławskich i krasnalu Piernikarzu zorganizowany przez bibliotekę szkolną w ramach akcji „Cały Wrocław czyta”. Wzięli w nim udział uczniowie z klas III-VIII. Zarówno dzieci jak i młodzież pisała legendy lub gawędy nawiązujące do pierników wrocławskich. Powstało wiele interesujących historii dla Krasnala Piernikarza. Pięć najciekawszych prac zostało wysłanych na konkurs międzyszkolny do Piernikarni Wrocławskiej. Prace projektowe wyróżnione w konkursie szkolnym można przeczytać na stronie internetowej szkoły.

          Wyniki konkursu szkolnego:

          Klasy 4-8

          1 miejsce - Alicja Sitarz kl. 7b

          2 miejsce - Kaja Kapuśniak kl. 7b

          3 miejsce - Agnieszka Strus kl. 6c

          Klasy 3

          1 miejsce - Dominik Wiącek kl. 3a

          2 miejsce - Alicja Kuchta, Jagoda Kuchta kl. 3a

          3 miejsce - Małgorzata Mazur kl. 3b, Nikola Jurga kl. 3a

          Wyróżnienia:

          Julia Klimonda, Aleksandra Choromańska, Liwia Schwarz, Hanna Starzycka, Michał Kuś, Michał Wiącek, Cezary Godlewski, Ignacy Malinowski, Artur Podpora,Kacper Kubicki

          Gratulacje dla zwycięzców i uczniów wyróżnionych!
           

        • Prace projektowe, które warto przeczytać:

           

          Kaja Kapuśniak kl. 7b

          O krasnoludku Piernikarzu

                      Dawno, dawno temu żył sobie pewien piekarz, który prowadził piekarnię na wrocławskim rynku. Oczywiście nie pracował tam nikt poza naszym piekarzem. Dlaczego? Według niego, nikt nie kochał piec tak bardzo jak on sam. Albert, bo tak miał na imię, mieszkał w skromnej chatce na obrzeżach miasta. Miał żonę i dwoje dzieci.

                      Pewnego dnia Albert postanowił upiec śmietankowe rożki, które były jego innowacyjnym pomysłem. Z trudem zdobył wszystkie składniki, a przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy zabrał się do pieczenia rożków, nagle zorientował się, że zamiast dwóch śmietanek, kupił tylko jedną. Już miał wychodzić na plac targowy, gdy zobaczył słoiczek śmietanki na ziemi tuż przy piecu. Dobrze pamiętał, że jej nie kupił, a tym bardziej nie położyłby jej w takim miejscu. Jednak nie przejął się tym zbytnio i wrócił do pieczenia. W końcu za dwie godziny miał otworzyć piekarnię, więc postanowił się pospieszyć.

                      Gdy skończył swoje nowe wypieki zdecydował, że warto spróbować jednego rożka. Poczekał więc aż wystygną i wyłożył je na tacę, którą z dumą umieścił w gablocie. Wziął kawałek karteczki i napisał na niej kaligraficznie:

          Śmietankowe rożki Alberta.

                      Oj, co to były za przysmaki! Sprzedawały się tak dobrze, że wiele osób zapisywało się na listę, aby zdobyć słynne rożki Alberta następnego dnia. Jednak, gdy rożki się kończyły, ludzie mieli pretensje ,dlaczego nie upiekł ich więcej.

                      Warto wspomnieć, że do przygotowania blaszki rożków potrzeba było tak samo dużo składników jak i czasu. Niestety piekarz nie posiadał go aż tyle, bo przecież musiał jeszcze piec chleb i bułeczki. W związku z tym Albert postanowił zatrudnić pracownika. Szukał i szukał, a gdy już myślał, że go nie znajdzie - do piekarni wszedł młody mężczyzna. Tajemniczy jegomość oznajmił, iż chciałby pracować jako piekarz, a przynajmniej spróbować swoich sił w tym zawodzie. Albert był zdziwiony rozwojem spraw. Pierwszy raz poczuł w głębi duszy, że ktoś (oprócz niego oczywiście) nadaje się na tę posadę.

                      Następnego dnia Albert czekał na swojego pracownika. Gdy ten przybył do pracy - natychmiast zabrali się za pieczenie rożków. Poszło im to jak po maśle i szybko zakończyli swoje dzieło.

          Położyli rożki na tacę i umieścili w gablocie tak samo jak poprzednio. Rożki szybko się sprzedały, a piekarz i jego nowy pracownik nie mieli już składników żeby upiec kolejną partię. Obaj posmutnieli… Na ciasteczka czekało tyle dzieci. Jakież było ich zdziwienie, kiedy po powrocie do kuchni zobaczyli wszystkie potrzebne składniki na blacie. Kto im pomagał? Jakiś zadowolony klient? Wróżka?

          Najpierw pomyśleli, że ktoś się włamał, ale po co miałby to robić? W końcu nic nie zostało skradzione, a wręcz przeciwnie zyskali nowe produkty. Nie zastanawiając się zbyt długo, postanowili rozpocząć pieczenie. Pot spływał im po czole, a za drzwiami piekarni słychać było tylko głośne okrzyki ludzi: Chcemy więcej!

                      Po dziesiątej partii rożków piekarze padali z nóg. Postanowili więc powiesić na drzwiach kartkę z napisem: Przykro nam, ale rożki właśnie się skończyły. Zapraszamy jutro!

                      Kolejny dzień nie zapowiadał się zbyt dobrze, bo już od samego rana w sklepie zabrakło śmietanki. Sytuacja ta miała się jednak poprawić w magiczny sposób. Piekarz jak zwykle pojawił się dość wcześnie, gdy wszedł do kuchni na blacie leżała karteczka, na której widniał napis: Przepis na pierniki. Albert zaniemówił, a gęsia skórka przeszła po jego spracowanych dłoniach. Wybałuszył oczy, rozejrzał się uważnie, ale nie zobaczył nic podejrzanego. Podszedł do kartki i dokładnie przeczytał przepis. Zaciekawiony pobiegł do sklepu po składniki, a po powrocie od razu zabrał się do roboty. Chwilę później zapach cynamonu można było poczuć w całym mieście.

                      Gdy Albert wyjmował ostatnią partię z piekarnika i obrócił się, aby włożyć rożki do gabloty....aż podskoczył ze strachu! W gablocie stał malutki krasnoludek, który wyglądał jak słodki pierniczek. Piekarz drżącym głosem zapytał: Ktoś ty? Krasnoludek ze spokojem odparł: Jestem twoim tajemniczym pomocnikiem - nazywam się Piernikarz. Wiem, że pracujesz ciężko i w swoje wypieki wkładasz całe serce, dlatego postanowiłem przekazać ci mój rodzinny przepis na magiczne pierniczki. Obserwuje cię już od dłuższego czasu i muszę przyznać, że nikt nie piecze z taką pasją i zaangażowaniem jak ty. Albert nie mógł ukryć zaskoczenia i już nieco radośniejszym tonem spytał: A więc to ty podrzucasz mi wszystkie składniki?

                      Piernikarz tylko skinął twierdząco główką. Następnie wyjął pierniczki z pieca i spróbował jednego. Przepyszny smak sprawił, że oniemiał z wrażenia i zjadł jeszcze dwa….. i jeszcze dwa.

                      Albert nagle krzyknął: Hej! Spokojnie! Zostaw coś dla ludzi. Od dzisiaj będziesz miał dwa nieziemskie przepisy: Śmietankowe rożki Alberta i pierniczki Piernikarza. A ja zdradzę ci jeszcze jeden sekret: Nigdy nie zbraknie ci śmietanki i cynamonu!

                      Od tego dnia, codziennie w gablocie były rożki i pierniczki, a piekarnia zmieniła się w najlepszą cukiernię we Wrocławiu. Do dziś dnia pracują w niej najlepsi cukiernicy w kraju… a wszystkiego uważnie dogląda - Krasnoludek Piernikarz.

           

          Jagoda Kuchta kl. 3a

          Legenda o krasnalu Piernikarzu

          Dawno, dawno temu w podziemnym świecie Wrocławia żył sobie krasnal Adaś. Nie był zbyt lubiany przez inne krasnale, ani nie był też zbyt ładny, ani bogaty. Dlatego postanowił się wyprowadzić i poszukać szczęścia w mieście. Chciał znaleźć pracę, żeby zarobić trochę pieniędzy. Wyruszył więc w drogę po Wrocławiu.

          To, co Adasiowi dobrze wychodziło i co potrafił najlepiej robić, to pieczenie ciast, tortów i ciasteczek. Szukał więc zajęcia w cukierni lub piekarni. I udało się. Krasnala przyjął do pracy właściciel jednej z wrocławskich cukierni. Adaś pomagał w pieczeniu różnych ciast i ciasteczek, sprzątał, robił kawę, sprzedawał słodkie bułeczki i czekoladki, a także dekorował urodzinowe torciki.

          Kiedy nadchodziły święta Bożego Narodzenia, Adaś dostał zadanie, aby upiec coś specjalnego. Coś świątecznego, wyjątkowo pachnącego i pysznego.

          - Co by to mogło być? – myślał krasnal. – Zwykłe ciastka pieczemy tu codziennie. Muszę do ciasta dodać coś, co sprawi, że będzie ono wyjątkowe. Do mojego sprawdzonego przepisu na ciastka kruche dodam świątecznego smaku i upiekę to wszystko w formie choinki.

          Długo myślał, jak urozmaicić przepis i co mogłoby być tym świątecznym smakiem. Poprosił więc szefa cukierni o kilka wolnych dni i poszedł zasięgnąć rady innych krasnali, które mieszkały we Wrocławiu.

          Najpierw poszedł do Panoramika. Pomyślał, że ten będzie znać się na świątecznych przyprawach, bo przecież podróżował na swoim koniu po całym świecie. Ale niestety, Panoramik nie wiedział, bo on interesował się tylko bitwami.

          Wtedy Adaś wybrał się po poradę do krasnala Pierożnika. Ten się przecież zna, wie jak się robi ciasto na pierogi i różne pyszne farsze do nich. Robi też pierogi świąteczne. Więc może będzie umiał doradzić, co dodać do świątecznego ciasta w kształcie choinki?

          Krasnal Pierożnik powiedział, że do świątecznych pierogów dodaje się farsz z kapusty i grzybów. - Dodaj kapusty i grzybów do tego ciasta, to będzie świąteczne! – poradził. Adaś wykrzywił buzię. – Bleee! Kapusta i grzyby do słodkiego ciasta? Nigdy!

          Poszedł dalej i spotkał dwa krasnalki, które toczyły wielką kamienną kulę. To znaczy, próbowały toczyć, bo jeden pchał a drugi opierał się o nią z drugiej strony. – Koledzy – rzekł Adaś – czy wiecie, co sprawi, że ciasto będzie pachniało świętami? – Dodaj trochę żwiru! – krzyknęły Syzyfki. – Żwir sprawi, że ciasto będzie chrupiące i twarde.

          Ale nie o to chodziło Adasiowi. Szukał zapachu, aromatu, czegoś, co będzie wyjątkowo świąteczne. Niedaleko Syzyfków siedział sobie krasnal i czytał coś w komputerze. – Może Ty wiesz, mój drogi przyjacielu, co sprawi, że ciasto zyska świąteczny aromat? – zagadnął go Adaś. – Nie wiem, ale sprawdzę w Internecie.

          I Korpoludek wpisał hasło „świąteczny zapach”. – Wiem! Wiem co musisz dać do ciasta. Świerkowe lub sosnowe igły! To one pachną świętami, tak jest napisane tutaj.

          Adaś zmartwił się nieco, bo owszem, igły choinkowe pachną świątecznie, ale przecież będą kłuły klientów w język!

          Ostatnią jego deską ratunku były Czarownice. Krasnal trochę bał się iść do nich po poradę, ale nie miał wyjścia. Bał się wyjść tak wysoko, na Mostek Czarownic, bał się też starej czarownicy Tekli, która słynęła ze swojej złości.

          Wiele godzin wspinał się po schodach wieży kościoła, aż w końcu dotarł na wysoki mostek. Drzwi otworzyła Martynka, pomocnica Tekli. Adaś poprosił ją o poradę, a ona się zgodziła. Sprawdzi w tajemnej księdze Tekli, jak tylko tamta się położy spać. Adaś czekał aż do późnej nocy i gdy Tekla zasnęła, razem z Martynką czytali starą księgę eliksirów, strona po stronie. I było! „Dodaj cynamonu, kardamonu, zmielonych goździków, wanilii i koniecznie dużo miodu, a uzyskasz świąteczny aromat swojego ciasta, czyli PIERNIKA”.

          Adaś zapisał w swoim notesie wszystko i popędził do piekarni aby wypróbować tych składników. I rzeczywiście! Gdy ciasteczka z dodatkiem tych przypraw były w piecu, po całym Wrocławiu rozszedł się fantastyczny świąteczny zapach!  Ludzie popędzili do cukierni i ustawili się w kolejce, aby nakupić tych nowych smakołyków. Od tej pory nazywali je pierniczkami i sami też piekli je w domach.

          Ale najlepsze pierniki wypiekano w piekarni Adasia, którą później nazwano Wrocławską Piernikarnią. Adaś do dziś stoi w jej oknie i wszystkich zaprasza do środka.

           

          Alicja Kuchta kl.3a

          Legenda o krasnalu Piernikarzu

          Dawno, dawno temu, w podziemnym świecie krasnali działała pewna mała piernikarnia. Było to miejsce, w którym wypiekano pierniczki o różnych kształtach. Pierniki były bardzo smaczne i krasnale bardzo lubiły je kupować, szczególnie przed Bożym Narodzeniem.

          Pewnego dnia coś się popsuło. Ciasto nie udawało się. Pierniki wychodziły a to za twarde, a to zbyt kruche, a kolejnym razem w ogóle nie dało się wykrawać ciasta. Klienci narzekali na ich smak i przestali przychodzić do piernikarni.

          Krasnal Piernikarz, który był właścicielem tego miejsca, został sam w pracy. Wszyscy pracownicy go opuścili. Z braku klientów, nie mógł im nawet dać wypłaty.

          Zabrał więc swój worek, notes, ołówek, termos z herbatą i wyruszył w miasto. Było zimno. Śniegu napadało na wrocławskim Rynku, wiał wiatr i nikogo nie było na ulicach, oprócz małych krasnali.

          Podszedł do niego uprzejmy Życzliwek. – Dlaczego się smucisz, mój przyjacielu, czy mogę Ci jakoś pomóc? – zapytał.

          - Nie możesz. Nie znasz się na pieczeniu, na proporcjach, ani na odmierzaniu składników i wyrabianiu ciasta. Coś się stało z moim przepisem, nie potrafię już zrobić pierników i wszyscy klienci ode mnie odeszli – żalił się Piernikarz.

          - A jednak mogę Ci pomóc – mówi Życzliwek. - Znam kogoś, kto zna się na miarach, wagach i proporcjach. Mam kolegę Szermierza, który mieszka przy wrocławskiej najlepszej szkole – Uniwersytecie. Tam jest dużo mądrych osób i krasnali, które znają się na nauce. Idź do niego.

          Piernikarz podziękował za dobrą radę i poszedł do Szermierza. Ten stał ze swoim parasolem przy uczelni i rozmawiał z prawdziwym Szermierzem z zamarzniętej fontanny.

          Piernikarz podszedł do obu Szermierzy i zagadnął o poradę. – Proporcje? Wagi i miary? – zdziwili się. – My znamy się na szermierce i na szpadach. Poza tym, jest nam bardzo zimno, bo jak widzisz stoimy na mrozie zupełnie bez ubrania! Ale wiemy, kto mógłby Ci pomóc. Zapytaj Profesora.

          Piernikarz poszedł więc do bramy głównej Uniwersytetu, gdzie spotkał Profesora. Stał, zaczytany w księgach i nie zwrócił na niego specjalnej uwagi.

          - Dobry wieczór, panie Profesorze… Czy mogę o coś zapytać? – zaczął nieśmiało krasnal. – A co tam, mój drogi? Spóźniłeś się na zajęcia? Jesteś moim studentem? – zamyślony Profesor nie wiedział, o co chodzi.

          Piernikarz zaczął opisywać swój problem z ciastem, ze złą konsystencją i złymi proporcjami składników. – Proporcje? Świetnie trafiłeś! Wejdź na Wieżę Matematyczną, tutaj znajdziesz odpowiedź.

          Krasnal Piernikarz zaczął wspinać się po starych schodach na wieżę. Gdy dotarł na górę, zobaczył 4 Nauki stojące i patrzące na zimową panoramę Wrocławia. Jedna z nich trzymała w ręce wagę.

          - Witaj mój mały krasnalku. Jestem Temida. Słyszałam Twoją rozmowę z Profesorem. Chyba wiem, czego Ci potrzeba – powiedziała Nauka. – Zobacz, oto waga. Dzięki niej będziesz mógł odmierzać proporcje swoich składników do ciasta z matematyczną dokładnością. Weź ją, od dziś jest Twoja.

          Piernikarz był tak uradowany, że biegł całą powrotną drogę do swojej piernikarni. Zaczął odmierzać, ważyć, sprawdzać i wyrabiać ciasto. Było idealne! Rozpalił w piecu i upiekł pierwszą blachę pierniczków. To było to!

          Wnet przybiegli, zwabieni zapachem świeżego ciasta, klienci i pracownicy Piernikarza. Zabrali się do pracy, a klienci kupowali ogromne ilości ciastek, bo święta były już za kilka dni.

          Od tej pory, ciasto na pierniki we Wrocławskiej Piernikarni już zawsze było udane. Krasnal Piernikarz skonstruował własną wagę, a tę oddał Temidzie. Do Wrocławia po pierniki przyjeżdżały krasnale i ludzie z całego świata.

          Gdy będziecie we Wrocławiu, przyjdźcie do Piernikarni. Traficie tam po zapachu, a Piernikarz stojący przed jej wejściem zaprosi Was do środka.

           

          Dominik Wiącek kl. 3a 

          Legenda o krasnalu Piernikarzu        

          Dawno, dawno temu żył chłopiec o imieniu Bożydar. Pochodził on z biednej rodziny. Mieszkał w małej wiosce wraz ze swoją matką i młodszą siostrą, w chylącej się drewnianej chatce. Matka Bożydara nie zarabiała wiele, pracując jako praczka.

                   Pewnego dnia siostra Bożydara ciężko zachorowała. Niestety rodziny chłopca nie było stać na żadne lekarstwa. Bożydar, chcąc pomóc mamie, wyruszył w poszukiwaniu pracy. Po drodze był w wielu miejscach: u młynarza, piekarza, rymarza a nawet u kowala. Niestety to były ciężkie czasy, nikt nie chciał go zatrudnić.

              Chodząc bez celu, zawędrował do grodu Wrocław. Błąkając się po mieście wszedł w małą uliczkę. Nagle do jego nosa dotarł bardzo przyjemny zapach goździków i przypraw korzennych. Rozejrzał się wokół i spostrzegł, że znajduje się przed małą kamieniczką. Nad drzwiami nie wisiał żaden szyld. Pomyślał, że w tym miejscu na pewno nie będzie dla niego pracy. Jednak postanowił zaryzykować i zapukał. Nikt jednak nie otworzył. Ponowił pukanie. Gdy miał już odejść, drzwi otworzyły się, a w nich stała Staruszka w kolorowym fartuchu, z przyjemnym uśmiechem na ustach. Zaprosiła Bożydara do środka. Gdy chłopiec wszedł do pomieszczenia, aż zakręciło mu się w głowie i  zaburczało w brzuszku od aromatów. Było tam miło i ciepło. Przy kominku siedziała dziewczynka w jego wieku i mieszała coś w misce. Staruszka podała Bożydarowi kubek z czekoladą i ciastko. Bożydar nie mógł się nadziwić, jak wyśmienicie smakowało. Świętosława, bo tak miała na imię dziewczynka, wyjaśniła mu, że to są pierniki. Chłopiec zajadając smakołyki opowiedział babci i wnuczce o swoim losie. Staruszka niewiele mogła mu zaoferować. Jednak pomyślała, że skoro los przyprowadził Bożydara do ich domu, to nie bez przyczyny. Zaproponowała, żeby został z nimi i pomagał im w codziennych obowiązkach. Chłopiec przyjął z wdzięcznością propozycję.

                  Bożydar pracował ciężko, nosił drewno do kominka, mąkę z młyna, mleko od mleczarza i inne niezbędne sprawunki. W południe, wraz ze Świętosławą chodzili po rynku wrocławskim i sprzedawali przechodniom pierniki.

                   Pewnego dnia zapragnął zrobić coś miłego dla swoich gospodyń i postanowił sam upiec pierniki. Kiedy babcia i Świętosława udały się na spoczynek, zakradł się do kuchni i próbował upiec ciastka. Niestety wszelkie próby były  nieudane. Kiedy usiadł zrezygnowany przy stole zasnął ze zmęczenia. Rano obudziły go krzyki zachwytu. Na stole przednim stała cała taca pięknych pierników, a Świętosława i jej babcia nie mogły przestać zachwycać się nad ich wyśmienitym smakiem. Gratulowały Bożydarowi tak wspaniałych wypieków i pytały, jak to zrobił. Chłopiec zmieszany nie wiedział co odpowiedzieć. Następnej nocy, również wymknął się do kuchni i znów próbował upiec pierniki, ale mu nie wychodziło. Tak jak poprzednio zasnął przy stole. Rano sytuacja się powtórzyła. Na tacy leżały piękne świeże wypieki, tym razem w różnych kolorach i kształtach: choinek, bałwanków i zwierząt. Babcia i Świętosława były zachwycone. Trzeciej nocy chłopak postanowił powtórzyć wszystko, ale tym razem udał, że śpi.

          Około północy usłyszał ruch na zewnątrz. Nagle cichutko otworzyły się drzwi i do środka wszedł Krasnal. Bożydar nie mógł uwierzyć własnym oczom, ale postanowił być cicho i obserwować co się stanie dalej. Krasnal wszedł na ławę i cichutko podśpiewując zaczął mieszać w misach, ważyć na wadze i zagniatać ciasto. Po kuchni rozszedł się niesamowity zapach pierników. Kiedy przybysz skończył, oczom chłopca ukazał się stojący na stole przepiękny domek, oprószony śniegiem z lukru, kominem i zagrodą. A wszystko to było z piernika. Bożydar aż westchnął z zachwytu i nieopacznie się poruszył. Krasnal to spostrzegł i chciał umknąć. Chłopiec krzyknął, aby zaczekał i wyjaśnił mu, o co tu chodzi. Krasnal Piernikarz, bo tak się przedstawił przybysz, wyjaśnił, że takich jak on jest wielu w grodzie i pomagają dobrym ludziom w ich codziennych pracach, chociaż nie wszyscy o tym wiedzą.  Bardzo zasmuciła go historia Bożydara. Stwierdził, że mu pomoże, bo chłopak ma dobre serce, jest pracowity, oraz każdy zarobiony grosz odkłada dla swojej chorej siostry. Bożydar poprosił piernikarza, aby ten nauczył go wypiekać pierniki. Od tamtej pory co noc Krasnal uczył chłopaka, aż z czasem stał się tylko pomocą dla Bożydara.

          Ludzie zaczęli coraz częściej kupować pachnące kolorowe ciasteczka. Po całym grodzie rozeszła się wieść, że na Kurzym Targu są najlepsze pierniki o przeróżnych kształtach i kolorach. Oraz przepiękne domki z pierników. Po pewnym czasie Świętosława i Bożydar pobrali się i założyli rodziną manufakturę. Nad drzwiami małej kamieniczki zawisł szyld ,,Piernikarnia". Na cześć Krasnala Piernikarza przed Piernikarnią stanęła figurka krasnoludka z wielkim sercem z piernika. Z czasem zaczęło spływać mnóstwo zamówień.

          Bożydar już nie musiał  martwić się o leki dla siostry. A nawet stać go było na zapewnienie rodzinie godnych warunków życia w mieście. Matka i siostra chłopca opuściły mała wioskę i przeniosły się do Wrocławia. Matka Bożydara ogromnie dumna była z syna. Dostała dobrze płatną pracę na dworze książęcym.

                Piernikarnia przechodziła z pokolenia na pokolenie, radując serca i podniebienia Wrocławian i okolicznych mieszkańców grodu. Także i dziś możemy cieszyć się niebywałym smakiem wrocławskich pierników z Kurzego Targu. A towarzyszy nam przy tym Krasnal Piernikarz, który strzeże tajemnic Piernikarni.

           

          Nikola Jurga kl. 3a 

          Krasnal Piernikuś

          Dawno temu w niewielkim miasteczku żył  piekarz z żoną. Nie mieli za dużo pieniędzy, żyli bardzo skromnie. Ich piekarnia była stara i niewielu klientów już ich odwiedzało. Każdego roku piekarz sprzedawał coraz mniej wypieków. Pewnego ranka przy śniadaniu smutny piekarz powiedział do żony, że jak tak dalej będzie szło, to będą musieli zamknąć piekarnię, gdyż nie będzie ich stać na jej utrzymanie. Po śniadaniu zabrali się do pracy, żona piekarza wyrabiała ciasto i formowała bochenki, a piekarz układał je w piecu. Upieczony chleb wyłożyli na stole do wystygnięcia, po czym postanowili pójść na spacer do lasu, żeby odpocząć po pracy. Gdy wrócili do piekarni zobaczyli, że jeden z bochenków był nadgryziony. To dziwne zjawisko powtarzało się przez kilka kolejnych dni. Początkowo myśleli, że w piekarni pojawiły się myszy. Przeszukali dokładnie całą piekarnię, ale nie znaleźli ani myszy, ani nawet ich śladów. Postanowili, że nazajutrz po upieczeniu chlebów, schowają się w szafie i zobaczą kto podjada chleb. Kiedy tak czekali ukryci w szafie, usłyszeli ciche tupanie, ktoś szedł po belce pod dachem. Okazało się, że to najprawdziwszy na świecie krasnoludek. Ubrany był w czerwony kubraczek, zielone spodnie i białą koszulę, na nogach miał brązowe, szpiczaste buciki, a na głowie czerwoną czapeczkę. Pewnym krokiem podszedł do bochenków, starannie obejrzał każdy z nich i kiedy już wybrał ten jedyny, to ze smakiem odgryzł kęs pysznego chleba.  Ugryzł jeszcze kilka razy, po czym odmaszerował do swojej kryjówki pod dachem. Teraz, kiedy już wszystko było wiadomo, piekarz wraz z żoną postanowili, że chociaż są biedni, to za każdym razem upieką dodatkowy, malutki bochenek dla krasnoludka.

          Jak postanowili, tak też zrobili. Byli ogromnie zaskoczeni, kiedy po powrocie ze spaceru, w miejscu gdzie zostawili chlebek dla krasnoludka, leżały pierniczki. Krasnoludek zostawiał je tak każdego dnia. W niedzielne popołudnie, piekarzy odwiedzili znajomi. Zostali poczęstowani herbatą i pierniczkami, które zostawiał krasnoludek. Powiedzieli, że takich pyszności jeszcze nie jedli i poradzili piekarzowi i jego żonie, żeby zaczęli je sprzedawać. Kolejnego dnia, piekarze postanowili porozmawiać z krasnoludkiem czy może im dać przepis na pyszne ciasteczka. Tak jak poprzednio czekali na przybycie krasnoludka schowani w szafie. Kiedy przyszedł, ostrożnie wyszli z szafy, żeby nie przestraszyć gościa, przedstawili mu się i podziękowali za pierniczki, które im zostawia. Zapytali, czy może dać im przepis na nie. Krasnoludek powiedział, że niestety nie może, bo to bardzo stary przepis, który mogą znać tylko krasnoludki. Piekarz i jego żona posmutnieli, ale wtedy krasnoludek powiedział, że w nagrodę za to, że się z nim dzielą jedzeniem, chociaż sami są biedni, będzie dla nich piekł pierniczki, które będą mogli sprzedawać. Piekarnia bardzo szybko stała się sławna w całym mieście i okolicach. Kolejkom do piekarni nie było końca. Małżeństwo wraz z krasnoludkiem pracowali od rana do wieczora. Teraz nie brakowało im już niczego. Piekarnia istnieje po dziś dzień, a na cześć małego pomocnika, który odmienił los piekarzy, stoi przed nią figurka Krasnala Piernikusia.

           

          Alicja Sitarz kl. 7b

          Legenda o krasnalu Dramciu, który założył Piernikarnię na Kurzym Targu

          Pewnego razu w małej cukierence na ul. Kurzy Targ 5 pracował krasnal Piernikarz. Pomimo swoich niewielkich rozmiarów miał niezwykły talent do robienia… pierników. Podczas gdy inne krasnale bawiły się w swojej wiosce w podziemiach Wrocławia, biegały po ulicach i grały w różne gry, Dramcio (bo tak nazywał się nasz krasnal) nie był zachwycony wizją biegania i wygłupów. Fakt – miał wielkie poczucie humoru, lecz przy tym był skryty i nie lubił zawierać nowych znajomości. Ciężko było mu samemu zacząć dyskusję, a gdy ta powstawała, wolał stać gdzieś z tyłu i przysłuchiwać się, bez brania w niej udziału. Prawdziwy relaks dawało mu wyrabianie ciasta, czy dekorowanie słodkim lukrem pierniczków, w niesamowitych czasem wzorach i kształtach. Pewnego razu na 258 urodziny swojej mamy zrobił cały tort warstwowy z cynamonowych i korzennych pierniczków. Spód tworzyły pierniki w kształcie ludków z uniesionymi do góry rękoma, na nich, przyczepione lukrem, były piernikowe kosze z owocami, udekorowane posypką i czerwoną, pomarańczową, a czasem zieloną polewą. Na nich był wielki kawałek wyciętego w okrąg piernika. Na samym szczycie widniała podobizna mamy Dramcia (również z piernika). Jednak nie zawsze robienie pierników było rozwiązaniem na wszystkie problemy…. Czasem było tylko chwilową ucieczką od zmartwień. Ze względu na jego nietypową pasję inne krasnale nie do końca go akceptowały. Dramcio miał jedynie pięcioro swoich najlepszych przyjaciół. Były jedynymi krasnalami, którzy go akceptowali – tak powiedziałby Dramcio jeszcze trzy lata temu. Teraz większość z jego przyjaciół ze względu na nietypowość krasnala po prostu ukróciła z nim znajomość do zwykłego „dzień dobry”. Niektórzy nie zaszczycili nawet spojrzeniem zdolnego przyjaciela. Jedyną osobą, która utrzymywała z nim kontakt, była Vanessa. Jednak i ta znajomość się nie utrzymała. Wiadomo… większość krasnali, tak jak ludzie, zaczynają szukać odpowiedniego dla siebie partnera, potem zakładają swoje rodziny i kontakt się urywa. Tak też było z Vanessą ,bowiem przeprowadziła się ona do wioski oddalonej od tej, w której mieszkał Dramcio, o jakieś 30-40 kilometrów, co dla krasnala stanowi dość sporą odległość. Niedługo potem zmarła również matka krasnala… Czuł się tak samotny, że pewnego dnia postanowił coś z tym zrobić. Jednak jego nieśmiałość i niepewność, z którymi żył w zgodzie przez tyle lat, teraz nie pozwoliły mu wyjść ze swojej miniaturowej cukierenki. Jedyne co mógł zrobić, to tylko stworzyć sobie własnego przyjaciela. Przez trzy dni tworzył odpowiednie ciasto, a czwartego dnia je wypiekał. Piąty i szósty dzień przeznaczył na dekorowanie piernikowego ludka o rozmiarach nieprzeciętnego krasnala. Po tygodniu ciężkiej pracy przyjaciel krasnala Piernikarza był już całkowicie gotowy. Dramcio był tak dumny i szczęśliwy, że przez dobre dwie godziny siedział nad swoim dziełem i rozmyślał, jakby to było wspaniale, gdyby duży piernikowy krasnal ożył. Późnym wieczorem dopiero krasnal pozwolił sobie na zasłużony odpoczynek, ponieważ przez cały dzień pilnie strzegł swojego nowego przyjaciela. Rozmawiał z nim, opowiadał mu o swoich przeżyciach… Potrzebował kogoś, kto prawdziwie i szczerze go wysłucha i zrozumie. Następnego dnia po przebudzeniu Dramcio jak zwykle zszedł do swojej kuchni z wielkim blatem, trzema piecami i ogromną półką z różnego rodzaju ozdobami i polewami. Nagle oniemiał… Na stołku przy jednym z blatów siedział… człowiek:

          - Witaj, jestem Piernikarzem, tak jak ty – przedstawił się nieznajomy.

          - Skąd się tu wziąłeś? Drzwi są przecież zamknięte – zapytał Dramcio.

          - Nie poznajesz mnie? Przecież sam mnie stworzyłeś…

          - Ppp piernik? – zapytał krasnal – ale jak to?

          - Twoje łzy tchnęły we mnie życie. Przykro mi, że krasnal o takim talencie piernikarskim miał tak trudną przeszłość i nie mógł w całości rozwinąć swoich piekarskich umiejętności…

          - Ale ty jesteś… człowiekiem… Ja stworzyłem Cię na kształt krasnala…

          - Nie miałem na to wpływu… Mój rozmiar i wygląd był loterią – wytłumaczył nowy przyjaciel Dramcia.

          Mijały lata. Dramcio i Piernikarz otworzyli dużą cukiernię, gdzie razem wypiekali różnorodne pierniki. Krasnal pozbył się lęku przed rozmową z obcymi oraz pewnego dnia to właśnie w tej piekarni poznał swoją pierwszą miłość, z którą związany jest do dziś. Natomiast Piernikarz nadal jest najlepszym przyjacielem Dramcia i razem rozwijają działalność w piernikarni.

        • Wróć do listy artykułów
    • Kontakty

      • Zespół Szkolno-Przedszkolny nr 10
      • ul. Rumiankowa 34
        54-512 Wrocław
        Poland
      • 71 798 69 16

        Kierownik administracyjny - wew. 110;
        Intendent - wew. 112;
        Księgowość - wew. 113;
        Kadry - wew. 115;
        Biblioteka - wew. 130;
        Pedagodzy (pokój 220) - wew. 141;
        Pedagog specjalny (pokój 309) - wew. 143;
        Psycholodzy (pokój 221) - wew. 142;
        Logopeda (pokój 203) - wew. 144;
        Portiernia - wew. 150;
        Pielęgniarka - wew. 170;
      • Pn. - Pt.: 7.00 do 15.00
        (godziny pracy sekretariatu)
      • 71 798 44 16
    • Logowanie